piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział II- "Nie żyję... żyję?"

-Przecież ci mówię, że się obudzi! Przestań panikować do jasnej cholery!- pierwsze co usłyszałam po śmierci to głos jakiegoś nieznanego mi człowieka. Ciekawe czy jestem w tym miejscu dla dobrych czy może dla tym dla złych ludzi… ciekawe gdzie trafiają samobójcy. Nie mogę otworzyć oczu, są zbyt ciężkie. Każda z prób choćby najmniejszego poruszenia się jest bez skuteczna. Zostaje mi tylko słuchać.
-A co jak nie!?- tym razem słyszę głos, swojego pedagoga! Co on tu robi? Czyżby skoczył za mną? Chyba nie jest aż na tyle głupi…
-To nie będzie kolejnego wilka, czyli nie będzie problemu- odpowiedział bez najmniejszego wahania ten sam głos co wcześniej. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Ten ktoś zaczął je troskliwie gładzić.
-Tylko, że ona to nie tylko wilk- powiedział cicho człowiek, który kazał mi się zabić. Przelał w te słowa bardzo dużo uczuć. Drugi głos cicho westchnął, a potem usłyszałam trzask drzwi. Spróbowałam otworzyć oczy. Z lekkim trudem udało mi się to zrobić. Znajdowałam się w pokoju wyglądającym, jakby ktoś dał go do umeblowania osiemdziesięcio-letniej babci. W kącie stała ogromny regał, cały wypełniony książkami. Podniosłam się powoli, aby obejrzeć resztę pomieszczenia. Poczułam, że ktoś kto gładził moją rękę przestał to robić. Odwróciłam się w jego stronę, na jego twarzy widać było ogromny uśmiech.
-Rosie, żyjesz...dziękuję- gwałtownie przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Pedagog, pocałował mnie w czoło i jeszcze mówi że żyję! Skoczyłam z czwartego piętra, na bruk i on mi mówi że ja niby żyję i to jeszcze bez żadnego złamania! Gdzie tu logika, ja się pytam? Chłopak pogładził mnie po głowie. Mimowolnie uśmiechnęłam się. To że był tak blisko, było przecież spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Nie wiem czemu gwałtownie się od niego odsunęłam i opadłam na łóżko. Spróbowałam poruszyć swoim ciałem, ale znów nie mogłam. To wszystko nie ma sensu.
-Ja przepraszam… nie powinienem- wydukał, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nie powinien mnie przepraszać. To ja powinnam przeprosić jego, jednak moje usta nie chciały robić tego co im kazałam.
-Pieprzony pedofil- nawet nie wiem, w jaki sposób z moich ust wydobyły się te słowa. Czułam że to nie ja je wypowiedziałam, ale nie mogłam sobie też przypomnieć, czyje tak na prawdę były. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, widać było że moje słowa lekko go zraniły. Odsunął się od mojego łóżka i usiadł na stojącej w kącie kanapie.
-Opowiedz mi dlaczego żyję i wyjdź stąd- “powiedziałam”
-Nie mogę ci teraz powiedzieć, nie wiadomo jeszcze czy jesteś tym stworzeniem, za jakie cie uważamy- powoli wstał z krzesła i ruszył w stronę pokoju której nie mogłam zobaczyć przez swój paraliż. Gdy straciłam go ze wzroku, zrobiło mi się smutno. Nie chciałam zostawać tu sama i chciałam, żeby był przy mnie jak najdłużej. Po raz kolejny tego dnia usłyszałam trzask drzwi.
- W końcu sobie poszedł- przed mną pojawił się Airo, dopiero teraz dotarło do mnie, że po pierwsze on istnieje i nie będę sama, a po drugie że to on wypowiadał się wcześniej za mnie. Znów mogłam się ruszać, więc podniosłam się, tak aby siedzieć na łóżku i spojrzałam na dajmona z wyrzutami. Jak on śmiał się tak zachowywać!?
-Robiłem to dla twojego dobra- spojrzał na mnie jak smutny szczeniak. Mimo woli uśmiechnęłam się.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, po czym do pokoju weszła jakaś białowłosa dziewczyna. Powoli podeszła do mojego łóżka i przysiadła na jego skraju.
-Jestem Jilin, mam cię ładnie ubrać i wysłać na dół, do pokoju rady- powiedziała melodyjnym głosem. Jilin miała na sobie zwiewną białą sukienkę, przepasany jasno-niebieską wstążką. W raz z jej delikatnymi rysami twarzy. Nadawało jej to bardzo przyjemny wygląd. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę rękę i wstała. Zignorowałam jej pomoc i sama podniosłam się na nogi. Uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę jednej z szaf, otworzyła ją. Mebel cały wypełniony był przeróżnymi sukienkami, po rozwieszanymi na wieszakach. Jilin przejechała po sukienkach ręką i wyciągnęła kilka z nich. Powoli podeszła do łóżka i położyła na nie ubrania. Chwyciła za jeden ciuch i podniosła go do góry tak, aby mogła widzieć moją twarz koło niego. Skrzywiła się.
-Niebieski, całkowicie do ciebie nie pasuje, kochana- odłożyła tą sukienkę i chwyciła za kolejną tym razem czerwoną, zrobiła z nią to samo co z poprzednią- czerwony cię postarza- wymamrotała i zaczęła szperać w górze ubrań- trzeba cię ubrać w coś białego, albo czarnego… ale lepiej białego… chociaż, czarny dodał by ci mroku, dzięki tym twoim strasznym czarnym oczom. Tak! Na dzisiaj dobry będzie czarny- zaśmiała się i wyciągnęła w moją stronę czarną sukienkę. Niepewnie ją wzięłam- tam masz łazienkę, potem cię uczeszę- wskazała drzwi koło regału z książkami. Powoli ruszyłam w ich stronę. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała się łazienka i o dziwo nie była ona w “babciowym stylu’ jak wcześniejszy pokój. Było to nowoczesne pomieszczenie z ogromną wanną na środku. Na jednej ze ścian wisiało ogromne lustro. Podeszłam do niego i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam okropnie,we włosach miałam liście i błoto. Zdecydowałam się wykąpać, bo nawet po śmierci ważny powinien być estetyczny wygląd. Podeszłam do wanny i zaczęłam nalewać do niej wody. Na bokach zbiornika stały przeróżne płyny,olejki i Bóg jeden wie jeszcze co. Chwyciłam parę z nim i wlałam po trochu do wody. Po łazience rozniósł się cudowny zapach. Rozebrałam się i weszłam do środka. Dopiero teraz poczułam, że wszystko mnie boli.


Tak, wiem beznadzieja, ale Agatka nie  mogła się doczekać to niech ma .-.

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział I- "Jeden skok, jedno życie"

-Panno,Dracon! Proszę,się ocknąć!-usłyszałam głos nauczycielki. Ciekawe ile mnie nie było...otowrzyłam oczy i znów znalazłam się w sali. Byłam w niej tylko ja i nauczycielka.
-Przepraszam…- wydukałam
-Co się z tobą dzieje? Już trzeci raz w tym tygodniu odpływasz- patrzyła na mnie podejrzliwie. Nie moja wina,że przerabiamy na lekcjach rzeczy, które ja umiem...od nie wiem kiedy i które są tak nudne, że wolę siedzieć w Wonder Landzie i się nie odzywać.
-Po prostu, jestem zmęczona- jak zwykle, bez zająkniecie, okłamałam ją. Wiedziałam, że mi uwierzy.
-Chodź wcześniej, spać dobrze ci to zrobi- pokazał mi, że mam wyjść. Pośpiesznie pozbierałam książki i wrzuciłam je do torby, gdy znalazłam się poza klasą, wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok. Przed mną był chłopak, miał blond włosy i błękitne oczy.
-Przepraszam- powiedział, miał miękki głos
-Nic się nie stało...to znaczy to była moja wina. Jesteś nowy?- chłopak kiwną głową na tak- Która klasa?
-2 e- uśmiechnęłam się
-Witam, w świecie mojej zgrai, choć zaprowadzą cię na następną lekcje, chyba że musisz iść jeszcze do sekretariatu?- jak zwykle gadałam jak najęta
-Okey...mam iść na lekcje- ruszyłam przed siebie, chwytając go za rękę. W szkole jestem uważana za fontannę radości i szczęścia, dlatego nie zdziwił nikogo widok, mnie ciągnącej, przez korytarz jakiegoś chłopaka.
-Jestem Rosalie, a ty?-spytałam się go
-Nataniel- uśmiechnęłam się do niego, widać było że stresuje się dzisiejszym dniem. Pierwszy dzień jest zawsze trudny. W tym chłopaku było coś dziwnego, nie patrzył na mnie jak na ósmy cud świata, jak każdy nowy chłopak, tylko po prostu starał się uśmiechać, udając że wszystko jest w porządku. Może nie jestem w jego stylu… z resztą co to mnie obchodzi.
-Czemu zmieniłeś szkołę?
-Miałem tam… złą reputację- on coś ukrywał
-Czyli?
-Nie ważne- zatrzymaliśmy się pod klasą od matematyki. To tutaj będziemy mieli następną lekcję. Nagle koło mnie pojawił się Airo, dokładnie w szparze pomiędzy mną, a nowym. Uśmiechnął się do mnie, zrobiłam to samo. Na szczęście Nataniel nie zwrócił na to uwagi. Nagle Airo pokazał ręką na toaletę damską. Chciał ze mną porozmawiać, a doskonale widział, że ostatnie czasu mam problem z ukrywaniem tego iż mówię w myślach.
-Zaraz wrócę- powiedziałam do blondyna, a on tylko kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Gdy znalazłam się w jednej z kabin i upewniłam się, że nikogo nie ma w pozostałych trzech, spojrzałam wyczekująco na dajmona, który stał przed mną oparty o ścianę.
-Co jest?- spytałam na głos, nie cierpię mówić do niego w myślach, więc staram się tego unikać jak ognia. Airo westchnął i złapał mój podbródek w ręce.
-Pamiętasz… wczoraj?- kiwnęłam głową twierdząco, a on spojrzał na mnie z wahaniem, po czym zaczął się zbliżać. Gdy jego usta złożyły pocałunek, na moich po raz pierwszy czułam i widziałam go jak prawdziwego człowieka. Jego gest bardzo mnie zdziwił, szybko odsunęłam się od niego.
-Airo, ja nie mogę- czasami to, że do niektórych części mojego umysłu kazałam mu nie wchodzić, komplikowało całą sprawę, tak by wiedział, że to wszystko nie ma szans. W jego oczach widać było… wściekłość. Nagle mocno się zamachnął, odruchowo zrobiłam unik, choć wiedziałam że nie może mi nic zrobić. Uderzyłam głową w klamkę od drzwi. Po skroni pociekła mi krew. Przeklęłam cicho i spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Jesteś moja, zobaczysz kiedyś to zrozumiesz- jego głos był bardzo zaborczy. Szybko wydostałam się z kabiny i ruszyłam do umywalek aby obmyć ranę i jakoś pozbyć się cieknącej z niej krwi, zaraz miała rozpocząć się lekcja, a ja wyglądałam jak po dobrej bijatyce. Gdy przemywałam wodą głowę, poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Niepewnie podniosłam głowę, aby zobaczyć w lustrze, odbicie człowieka za mną. Chciałam pisnąć, gdy zrozumiałam, że to Airo i że patrzy się na moje odbicie z straszliwą natarczywością.
-Cicho- rozkazał, a ja zrezygnowana spuściłam tylko głowę. Dajmon, pocałował mnie w szyję. Wzdrygnęłam się na ten gest. Czułam tylko do niego odrazę, nic więcej tylko to uczucie zasłaniające, dawne poczucie bezpieczeństwa gdy był ze mną. Nagle Airo zniknął,usłyszałam tylko jeszcze, jego przelotną myśl “minuta do dzwonka”. Jak zaklęta ruszyłam do drzwi prowadzących na korytarz. Przed drzwiami do toalety, czekał na mnie Nataniel.
-Co tak długo?- spytał, nie wiedzieć czemu byłam wściekła na cały świat. Chciałam wyżyć się nawet na nim, choć to wszystko nie było jego winą, a on po prostu się martwił. Nagle przeniósł wzrok na moją głowę. Włosy niestety nie zasłoniły całej krwi, zasychającej na mojej skroni-Co ci się stało?- patrzył na mnie ze zdziwniem i strachem.
-Nic!- krzyknęłam
-Coś musiało…- przerwałam mu:
-Nie twoja, zasrana sprawa!- ruszyłam w stronę drzwi od matematyki. Nagle po korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka- Nie łaska trochę wyciszyć?!- ryknęłam- Zaraz tu wszyscy ogłuchniemy! Airo czemu nie mogę tego ściszyć?- Nagle zdałam sobie sprawę, że wszyscy się na mnie patrzą. No tak, nie jestem w WL. Znowu to samo. Mój wzrok zatrzymał się na matematyczce, która patrzyła na minie z dezaprobatą.
-Rosalie, idź do pedagoga-powiedziała po czym weszła do sali, a za nią reszta klasy. Rozległy się szepty “Oszalała”, “Na terapie powinna iść”, “Niech lepiej wejdzie do tego swojego WL i niech nie wraca”. Zgodnie z rozkazem pani od matematyki skierowałam się w stronę gabinetu pedagoga. Nie lubiłam go… to znaczy próbowałam sobie to wmówić… Jest on bardzo młodym, to znaczy młodo wyglądającym facetem. Pracuje w naszej szkole od 5 lat, a w ogóle się nie postarzył, po mimo tego że teraz powinien mieć, co najmniej trzydziestkę. W raz z otworzeniem drzwi od jego pokoju, wykrzyknęłam:
-Witaj pedale, jak tam u pana Carvera- a on spojrzał na mnie spod łba
-Siadaj- rozkazał, a ja przysiadłam na dobrze znanej mi kanapie- Co tym razem?
-Zwykły,normalny,dzień podczas którego wszyscy się mnie czepiają- Próbowałam zakryć włosami ranę, jednak on ją zauważył.
-Z kim się pobiłaś?
-Z nikim, po prostu się przewróciłam
-Nie kłam,c o się stał na prawdę?- chce wiedzieć to niech ma...
-A pobiłam się z Airo, był o mnie po prostu zazdrosny, taka normalna reakcja, rzucić się na hosta, gdy on ci powie, że cię nie masz u niego szans, no nie?- zrobiłam minę pewniej siebie dziewczyny, a on tylko spojrzał na mnie z politowaniem. Nie wiem czy bardziej dla siebie czy dla mnie- jak tam miewają się twoi kochankowie, wiem że zdradzasz Carvera- myślałam, że mnie udusi, ale się uspokoił.
-Hostem? Znowu to samo ile razy mam ci powtarzać, że dajmony nie istnieją!- wtedy zobaczył szramy na moich rękach, które wystawały spod bandany, musiała się ona poluźnić, przez tą przeklętą przerwę. Właściwie nie wiem, czemu spuścił wzrok na moje ręce. -Znowu,Rose…- przerwałam mu:
-Nie twoja sprawa pedale!- wybiegłam zapłakana z gabinetu...tylko on wie o tym, że się tnę. Poszłam do toalety. Jakoś ostatnio spędzam tam dziwnie dużo czasu. Zastałam tam dwie dziewczyny z pierwszej klasy. Gdy tylko mnie zauważyły skierowały się do drzwi i wyszły.
-Dziwka- rzuciła jedna przechodząc obok mnie. Normalnie wybiegłabym za nią i wyłożyła jej, co o niej myślę, ale akurat dzisiaj nie miałam na to siły. Stanęłam przed lustrem, jak zwykle jedyne co zobaczyłam, to te puste szare oczy, które w raz z płaczem przeplatane były lekko zielonym kolorem. Moje rządy padły, kiedyś by tak do mnie nie powiedziały...ach, kiedyś, chciały by się podlizywać, ale od kiedy siedzę więcej w WL… szkoda gadać. Spojrzałam na torbę, wiedziałam co kryje się w jej prawej kieszeni, a także wiedziałam, że nie wykorzystam tego teraz. Podeszłam do jednej z kabin, aby wziąć papier. Musiałam osuszyć oczy. Jak zwykle, w żadnej go nie było. Nagle usłyszałam, za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się w tamtą stronę, zobaczyłam pedagoga, uśmiechał się do mnie, aby mnie pocieszyć.
-Rose, będzie dobrze- powiedział tylko i wziął mnie na ręce. Nie chciał zostawić mnie tu, bał się że ktoś zobaczy w jakim jestem stanie. Powolnym korkiem ze mną na rękach ruszył do swojego gabinetu. Wtuliłam się jego ramię, pierwszy raz nie zważając na to że jest dużo od mnie dużo starszy. Zawsze to w jego ramionach chciałam kończyć gdy miałam ataki, uważałam to za zauroczenie… ale ono przecież chyba nie trwa dwa lata. Momentalnie z moich oczu przestały lecieć łzy. Poczułam, że mężczyzna opiera głowę o moją, wciśniętą w jego pierś.
-Otworzysz drzwi?- wyrwał mnie tym pytaniem z chwilowego poczucia bezpieczeństwa. Podniosłam głowę i kiwnęłam głową na znak, że to zrobię. Pedagog przysunął nas do drzwi, sprawiając że sięgnęłam do klamki. Weszliśmy do środka. Mężczyzna troskliwie położył mnie na kanapie. Przez chwilę leżałam na niej spokojnie, całkowicie uciekając w świat myśli, jak najdalej od tego wszystkiego.
-Rosalie, wyskoczyła byś teraz przez okno?- wytrącił mnie tym pytaniem z błogiego stanu wyłączenia się. Jego pytanie bardzo mnie zdziwiło. Zastanawiało mnie, czy się przypadkiem nie przesłyszałam.
-Słucham?
-Wyskoczyła być przez okno?
-Ale to jest czwarte piętro
-Nie chcesz umrzeć?
-Nie mogę, wszyscy mi zakazujecie
-Ale ja ci pozwalam- podniosłam się z kanapy, spojrzałam na niego z lekkim wahaniem, a on tylko się uśmiechnął. Podeszłam do okna i powoli je otworzyłam. Do pomieszczenia wpadło świeże powietrze, które otuliło mnie przyjemnie. Weszłam na parapet i spojrzałam w dół. Pod szkołom nie rosło nic, był tylko bruk. Jeżeli stąd skoczę, nie ma szans, zabiję się. Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na na chłopaka, okazało się że stoi do mnie tyłem, słyszałam że cicho płacze.
-Dlaczego mam to robić, skoro ciebie to boli?- spytałam się półszeptem
-Bo… tak być powinno- wciągnął mocno powietrze- jak jesteś za słaba żeby to zrobić to powiedz- niby powiedział to z wahaniem, jednak w jego głosie było słychać nutkę arogancji. Nikt nie będzie mi mówił, że jestem słaba. Bez zastanowienia skaczę. Gdy lecę dociera do mnie co zrobiłam, jak bardzo głupia jestem… ale no cóż czasu nie odwrócę. Jedyne co udaje mi się zrobić, to zobaczyć jeszcze przerażoną twarz Airo, siedzącego przed wejściem do szkoły. Potem czuję okropny ból, coś jakby ktoś wcisną mnie w podłogę. Na samym końcu robi się ciemno, a ja kończę swój żywot.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Prolog

Spojrzałam, na swoje ręce. Trzęsły się z bólu, który sobie zadałam. Cienkie, czerwone linie biegnące po moich nadgarstkach, świadczyły o tym, ze znów zrobiłam coś złego. Podniosłam z umywali żyletkę by znów, przejechać nią po miękkiej skórze, swoich rak. Zawahałam się, jednak tylko na chwile, bo przed oczyma zobaczyłam, to za co się raniłam, ten okropny moment gdy straciłam kontrole...gdy na prawdę chciałam zabić Key, gdy już nawet trzymałam w rekach jej szyje.Niby należało jej się, ale i tak nie powinnam tak reagować. Najważniejsza jest dyplomacja. Poczułam na swoim ramieniu znajome mi złudzenie dotyku. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam lekki zarys chłopaka.Wiedziałam, że się do mnie uśmiecha.
-Odłóż to, księżniczko, błagam, już wystarczy-spojrzałam na żyletkę, po raz ostatni przejechałam nią, robiąc długa, głęboką szramę. To będzie, za to, że jestem słaba. Reka, lekko odmawiała mi posłuszeństwa jednak po chwili, położyłam małe ostrze na umywalce. Chłopak, przeszedł przed mnie, po czym chwycił w swoje dłonie moja twarz. Jak ja nienawidzę, tego, że tak niewyraźnie go widzę.
-Nie jesteś słaba, nie jesteś zła, błagam zapamiętaj to-"starł" mi, delikatnie z policzka łzy, które nie wiadomo kiedy pojawiły się tam, jednak jak zwykle, jego dotyk nie zdziałał nic na świat zewnętrzny. Spróbowałam się uśmiechnąć, aby pokazać mu, że wszystko już w porządku, jednak coś mi nie wyszło, bo nadal biła od niego wszech ogarniająca troska.
-Chce spać- szepnęłam, czułam, że nie mam siły, aby powiedzieć coś głośniej i nie chciałam, żeby matka usłyszała, że znów gadam sama ze sobą.
-Najpierw, opatrz ręce- rozkazał mi miękkim głosem, a potem zniknął. Po mimo tego, ze przestałam widzieć jego zarys, wiedziałam że na mnie patrzy. Wyciągnęłam z szafki, swój zestaw do pierwszej pomocy i powoli zaczęłam doprowadzać dłonie do porządku.Gdy były za bandażowane, ruszyłam do swojego pokoju. Jak zwykle powitał mnie swoimi okropnymi różowymi ścianami. Muszę w końcu zrobić ten projekt...pomyśle o tym jutro, dziś jestem nazbyt zmęczona. Ruszyłam do łóżka, gdy ułożyłam się na nim wygodnie, poczułam na sobie rękę. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, ze to moja dajmon, bo przecież on, zawsze spał ze mną po cięciu. Widział, że gdyby nie to, wracała bym tam dokończyć swoje dzieło. Zaczął mnie głaskać po głowie.
-Spij już księżniczko i pamiętaj nie jesteś słaba-cmoknął mnie w policzek, cały czas nie przestawał gładzić moich włosów.
-Dobranoc, Airo-ziewnęłam. Nie chciało mi się już z nim kłócić, więc udałam, że nie słyszałam, jego wcześniejszej wypowiedzi. Moje powieki zaczęły być ciężkie. Chłopak przerwał, swoją czynność. Na początku myślałam, że przez to, mój umysł, jest już za słaby, by go nakładać, jednak nie miałam racji...
-Jutro zapomnisz, więc powiem ci to teraz, kocham cię- wtedy na prawdę zniknął, otworzyłam oczy, totalnie rozbudzona. Usłyszałam w głowie, jego, ciche przekleństwo.On nigdy nie klnie, wiedziałam ze się bał. Sama tez zaczęłam czuć się przygnębiona, mój umysł oblała fala wątpliwych uczyć co do niego.Wiedziałam, że tej nocy już nie zasnę…

Parę słów wstępu

Kiedy patrzę na tą historię, którą chcę wam tu przedstawić, na to "coś", co niby uważam za dobre, a jednak mnie denerwuje... myślę że nie warto tego publikować, a jednak robię to. Tylko dla tego, że od początku tę historię miałam pisać na wizji innych, tak abym mogła być krytykowana na bieżąco, a nie tylko na samym końcu...
Więc zapraszam do czytania i ostrzegam znając mnie rozdziały będą pojawiać się baaardzo rzadko.

Uwaga!
W opowiadaniu, mogą być zawarte brutalne sceny i wulgarne słownictwo.
Czytasz na własne ryzyko.



Tyvsa